Chcę dziś napisać kilka słów o tym, czym zgodnie z moim doświadczeniem jest duchowe uzdrawianie.
Według mnie, jest to nic innego, jak poznawanie siebie – na różnych poziomach swojej Istoty i wskutek tego – poszerzanie własnej świadomości, czyli to, co pierwotnie było nieuświadomione, z czego nie zdawaliśmy sobie sprawy, teraz wychodzi na jaw – możemy się z tym skontaktować na płaszczyźnie swojej świadomości.
Skoro mówimy o „uzdrawianiu” to skojarzenia mogą nas prowadzić do chorób czy symptomów, jakie odczuwamy w ciele (fizycznym). I rzeczywiście, na pewnym etapie pracy z rozpoznawaniem siebie, okazuje się, że ciało reaguje bólem na blokadę energetyczną, która wytworzyła się w ciele wskutek „stresu”, czyli fizjologicznej reakcji na niespodziewane dla nas, bolesne wydarzenie. Czyli można powiedzieć, że miał miejsce w ciele swoisty „skórcz”, którego celem było przepompowanie większej ilości krwi po to, aby nam pomóc w sytuacji, która wymagała od nas większej niż zwykle mobilizacji.
I teraz, kiedy bodziec stresowy minął (o ile była to sytuacja jednorazowa), teoretycznie ciało może się już rozprężyć i przywrócić zwykłe, normalne funkcjonowanie, czyli przepływ płynów w komórkach i energii w meridianach.
I rzeczywiście – u zwierząt tak się dzieje – zwierzę potrzęsie się – wyrzuci z ciała stres i biegnie dalej, jakby się nic nie stało.
A jak jest z nami, ludźmi? Czy my umiemy „wytrząsać” z ciała stres i zapominać, że taka sytuacja miała miejsce? Hmm.. na to pytanie, każdy może sobie odpowiedzieć sam. Ja wiem, że często z nami bywa tak, że dana sytuacja minęła, a my cały czas w niej tkwimy – w naszej głowie – analizujemy, przeżywamy „a mogłem postąpić wtedy tak, mogłam się zachować inaczej, gdybym tylko nie zrobiła, powiedziała, etc.” – i w ten sposób to dawne wydarzenie ma na nas wpływ jeszcze przez kolejne dni, miesiące, czy lata. Jednym z trudniejszych doświadczeń jest dla człowieka strata: najbliższych osób (śmierć, rozwód, rozstanie), majątku, pracy, własnej wartości na skutek np. publicznego ośmieszenia, pomówienia. Takie rany, jak wiemy, goją się długo, a chwilowy stres „sytuacyjny” zamienia się w stres przewlekły. I żyjemy tacy pokurczeni, przygaszeni, smutni, bez życia. Mówi się o takich ludziach, że żyją przeszłością – gdzieś zatopieni przy ludziach, miejscach, czy wydarzeniach, które dawno odeszły. To, co dzieje się dziś, teraz, jakby umykało ich uwadze. Zapatrzeni w dal, wyczekujący, że coś się jeszcze odmieni i powróci ich dawne szczęście.
I tu może pomóc uzdrowiciel duchowy, którego zadaniem nie jest zdjęcie/rozpuszczenie blokady i uwolnienie od bólu, ale identyfikacja blokady i umożliwienie osobie dotkniętej bólem skontaktowania się z nim i podjęcia decyzji, czy chce tę starą sytuację dalej trzymać, czy też chce sobie wybaczyć i puścić to, co było w niepamięć. To jest źródłem prawdziwego uzdrowienia: sytuacja w której każdy człowiek dotknięty bólem – jako suweren, czyli Istota obdarzona wolną wolą, decyduje się na kontakt ze źródłem swojego cierpienia i następnie: odpuszczenie, sobie, okolicznościom, innym ludziom, tak, aby to dawne wydarzenie nie miało już dłużej nad nim kontroli. W ten sposób człowiek odzyskuje swoją wolność, witalność, zdrowie i nowe chęci do życia.
W taki sposób odbywa się duchowe uzdrowienie: dokonujesz go sam, przy udziale i prowadzeniu uzdrowiciela duchowego, który ten proces katalizuje piękną i czystą energią Bezwarunkowej Miłości.